środa, 8 września 2010

Łyżką w miskę

Nasz maluch rozpoczął dzisiaj dziewiąty miesiąc życia po tej stronie brzucha. Jest już bardzo ruchliwym małym człowiekiem. Od jakiegoś miesiąca przemieszcza się sprawnie w poziomie (raczkuje od tygodnia!), a także wspina się po meblach (lub rodzicach) i potrafi stać kilka minut.

Te osiągnięcia Michasia pociągnęły za sobą dwie dość znaczące konsekwencje:
1. W niebezpieczeństwie stłuczenia/zgniecenia/podarcia/itp jest wszystko położone niżej niż metr od ziemi;
2. W końcu może się bawić wszystkimi "zabawkami" jakie ma w zasięgu wzroku i rąk nie zważając co my o tym sądzimy.
W odniesieniu do punktu pierwszego jest tylko jedna metoda - oczy dookoła głowy i duuuużo cierpliwości. W tym wieku zakazy słowne nie mają zbyt dużej siły przebicia.
Jeśli zaś chodzi o wspomniane "zabawki" to potwierdza się przekazywana przez dziadków i rodziców prawda, że wystarczy dać dziecku swobodę w używaniu wyobraźni, a nawet kawałek drewna dostarczy niesamowitych wrażeń.

Nasz synek, z wszystkich domowych, zaadaptowanych na zabawki przedmiotów, najbardziej upodobał sobie stare etui na płyty CD wraz z jego zawartością (dostał kolekcję kilku CD do testów organoleptycznych). Mimo kilku bardzo kolorowych, grających i wielofunkcyjnych zabawek, które dostał od wujków i cioć, to właśnie TO, lekko porozdzierane opakowanie, zajmuje nasze dziecko najdłużej.

Kilka dni temu odkrył również, że nic nie wydaje tak głębokiego i głośnego dźwięku, jak uderzanie ręką, lub innym twardym przedmiotem, w odwróconą dnem do góry plastikową miskę. Całe szczęście, że nie odkrył jeszcze półki z metalowymi miskami. Podejrzewam, że dźwięk uderzania metalem o wykafelkowaną podłogę w kuchni spowoduje wielką i długą radość. Zwłaszcza, że znalazł dzisiaj w szafie (sam już sobie odsuwa drzwi w "komandorze") puszkę z guzikami i wielce go zaintrygowała.

Postanowiliśmy, już jakiś czas temu, nie kupować dziecku zabawek. Przynajmniej na razie. Kilka już wspomnianych ma, pluszaki jeszcze go nie interesują (a cała kolekcja czeka), a na LEGO jest jeszcze za mały. Natomiast nie ograniczamy go w poznawaniu wszelkich względnie bezpiecznych sprzętów i przedmiotów, jakie może znaleźć w domu. A z czasem wyjdziemy na podwórko tam szukać zabawkowego raju. Miejmy nadzieję, że będzie, tak jak ja, wspominać łuk i strzały zrobione własnoręcznie z tatą.

Nie muszę chyba dodawać, że u babci synek najlepiej się bawi bijąc wielką plastikową łyżką do sałatki po drewnianym stole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz