poniedziałek, 24 maja 2010

"Gdy nie ma w domu dzieci...

...to jesteśmy niegrzeczni" jak śpiewał klasyk. Chodzimy na imprezy, bankiety, do kina, teatru czy filharmonii, a w najgorszym wypadku ze znajomymi na piwo. Możemy też bez większego planowania wyjechać na weekend za miasto. No chyba że mamy psa, to planowanie minimalne jest konieczne. I wydaje się wówczas, że jakby nam te wszystkie "przyjemności" zabrać to życie byłoby nudne i w ogóle do bani. Piszę troszkę generalizując. My aż tak bardzo nie "bywamy", ale zawsze...

Jednak jako przysłowie stare rzecze: "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". U nas w domu dziecko się pojawił, jest i jeszcze pewnie przez długi czas na wakacje nie wyjedzie. Nasza "wolność" została zatem ograniczona. Każde wyjście jest przedsięwzięciem logistycznym, a nierzadko konieczne są kompromisy. Jednak wbrew obiegowej opinii, uważam że nie ma tego złego...

Mój mąż przyniósł w piątek zaproszenia na bankiet inaugurujący FPFF w Gdyni (dla mniej wtajemniczonych Festiwal Polskich Filmów Fabularnych). I wszystko pięknie, gdyby nie kilka kwestii:
a) bankiet odbywa się dzisiaj (poniedziałek)
b) impreza startuje o godz. 22.00
c) nasze dziecko ma 4,5 miesiąca
d) jedyna babcia, która mogłaby z nim zostać idzie jutro rano do pracy

Z sumy powyższych wynika, że albo zaproszenia palimy nad świeczką, albo idzie jedno z nas, ewentualnie zabierając ze sobą jakiegoś znajomego/ą. Poszedł mój mąż z kolegą. I wiecie co, nie jest mi wcale żal.

Powiem więcej. Już dawno aż tak nie cieszyłam się z "samotnego" - nie licząc śpiącego w swoim łóżeczku od godz. 21.30 szkraba - wieczoru. Nalałam do wanny wody z dużą ilością piany, wzięłam kieliszek coli z lodem (pełnią szczęścia byłby kieliszek wina ale na to jeszcze kilka miesięcy muszę poczekać) oraz właśnie czytaną cudowną lekturę (Władca pierścieni, vol.1 ), a w tle włączyłam najnowszą płytę Manu Katché - Third Round (piękna!). Jest cudownie. Tak bardzo, że postanowiłam o tym napisać w przypływie natchnienia - zwłaszcza ku pokrzepieniu serc innych mam "pozostawionych" w podobnej sytuacji. Doceniłam na nowo ile może zdziałać możliwość nieograniczonego leżenia w wannie z dobrą książką i muzyką.

A najlepsze jest to, że cieszę się z pozostania samą w domu. Cieszę się, że mój mąż poszedł sam na tę imprezę. Gdyby był w domu to żal by mi było spędzić ten czas w taki sposób. Wolałabym go spędzić z Nim. A tak to ja mam te kilka chwil dla siebie, on może odpocząć od domowej codzienności. Efektem będzie dwójka zrelaksowanych małżonków z energią na resztę tygodnia.

A niech tam, jeszcze pomaluję paznokcie. Na czerwono! Jak szaleć to szaleć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz